Nabożeństwa, SŁOWO BOŻE
Image 1 Image 2 Image 3

Nabożeństwa, SŁOWO BOŻE

 

 

MSZE ŚWIĘTE W NIEDZIELE I UROCZYSTOŚCI:

Warnice -             godz. 8.00, 9.30 i 12.30

Barnim  -             godz. 8.00 i 12.15

Koszewo -            godz. 9.30

Koszewko -          godz. 10.45

Kłęby -                  godz. 11.00

MSZE ŚWIĘTE W DNI POWSZEDNIE:  (w nawiasie czas letni)

Warnice:

Poniedziałek           godz. 7.30

Środa -                  godz. 17.30 (18.30)

Czwartek -             godz. 7.30

Piątek -                  godz. 17.30 (18.30)

Sobota -                 godz. 9.30

Barnim:   (w nawiasie czas letni)

Środa -                  godz. 16.30 (17.30)

Piątek -                  godz. 16.30 (17.30)

Koszewo:

Wtorek -                godz. 17.30 (18.30)

Koszewko:

Wtorek -                godz. 16.30 (17.30)

Kłęby:

Czwartek -            godz. 9.00

 

 

 

List Pasterski Konferencji Episkopatu Polski na Niedzielę Świętej Rodziny

Rodzina miejscem uczenia się nadziei

 Drodzy Bracia i Siostry,

 Zanim na całym świecie rozpocznie się wielkie odliczanie w sylwestrową noc, a zegary, wybijając północ, obwieszczą początek roku 2025, już dziś – decyzją papieża Franciszka – we wszystkich katedrach i konkatedrach na świecie – otwieramy Rok Święty. Papież pragnie, aby był to dla całego Kościoła czas intensywnego doświadczenia łaski, nadziei i przebaczenia. Dlaczego właśnie to za nimi mamy podążać w tym szczególnym czasie? Przebaczenie – jak pisze papież Franciszek – „nie zmienia przeszłości, nie może zmienić tego, co już się wydarzyło; a mimo to przebaczenie może umożliwić przemianę przyszłości i życie w odmienny sposób, bez urazy, rozgoryczenia i zemsty. Przyszłość oświecona przebaczeniem pozwala na odczytanie przeszłości innymi, bardziej pogodnymi oczami, choć wciąż wyżłobionymi łzami” (Bulla Spes non confundit, 23). Chcemy dziś całemu Kościołowi i światu przypomnieć, że „nadzieja zawieść nie może” (Rz 5, 5).

Wszyscy potrzebujemy małych i większych nadziei, które dzień po dniu podtrzymują nas w drodze. Jednak bez wielkiej nadziei, która musi przewyższać pozostałe, są one niewystarczające. Tą wielką nadzieją może być jedynie Bóg, który ogarnia wszechświat, i który może nam zaproponować i dać to, czego sami nie możemy osiągnąć (Benedykt XVI, Spe salvi, 31). Dlatego raz jeszcze chcemy Was, Bracia i Siostry, dziś – w święto Świętej Rodziny – zachęcić do nieco innego spojrzenia na żłóbek, do zatrzymania się nad codziennością Jezusa, Maryi i Józefa. Do odkrycia, że w Betlejem rodzi się prawdziwy Dawca nadziei.

Kochani młodzi. Nie chcemy traktować Waszych problemów jako błahe. Pragniemy dołożyć wszelkich starań, aby usłyszeć Wasze tęsknoty, pragnienia, dylematy i lęki. Przecieżto na Was i na Waszym entuzjazmie opiera się przyszłość, to Wy jesteście teraźniejszością Kościoła. Wspaniale jest widzieć, jak wyzwalacie z siebie energię, na przykład gdy zakasujecie rękawy, angażując się w sytuacjach dramatycznych i trudnościach społecznych. Nie dajcie sobie odebrać nadziei, dotyczącej tego co tu i teraz oraz jutra. Uwierzcie, że nadzieja nie jest matką tchórzliwych, ale źródłem prawdziwej odwagi życia, podejmowania wyzwań, które pozwalają wyjść z poczucia bezradności i zupełnej klęski, która rodzi depresję (Jan Andrzej Kłoczowski OP, Odwaga dobrego życia).

Drodzy rodzice, nieraz niewyspani przez nocne pobudki najmłodszych, może załamani kłótniami z własnymi dziećmi albo odmawiający kolejny różaniec, prosząc o nawrócenie swoich pociech. Niejednokrotnie potrzebujecie usłyszeć i oprzeć Waszą wiarę na fundamencie słowa: „Nadzieja zawieść nie może, ponieważ miłość Boża rozlana jest w sercach naszych przez Ducha Świętego, który został nam dany” (Rz 5, 1-2.5). Wszyscy potrzebujemy na nowo odkryć, że nadzieja rodzi się w istocie z miłości i opiera się na miłości, która wypływa z Serca Jezusa przebitego na krzyżu: „Jeżeli bowiem, będąc nieprzyjaciółmi, zostaliśmy pojednani z Bogiem przez śmierć Jego Syna, to tym bardziej, będąc już pojednani, dostąpimy zbawienia przez Jego życie” (Rz 5, 10).

W sytuacjach przepracowania, lęków, doświadczenia własnej kruchości, problemów ze zdrowiem, troski o przyszłość, z wiarą i odwagą przypominamy, że przez ciemność przebija się światło: odkrywamy, jak ewangelizacja podtrzymywana jest przez moc płynącą z krzyża i zmartwychwstania Chrystusa (Bulla Spes non confundit, 4). Drodzy małżonkowie, czyż znakiem wielkiej nadziei dla świata nie będzie dziś moment odnawiania przez Was przyrzeczeń małżeńskich, gdy przypomnicie światu, że miłość jest większa niż śmierć?! Świat potrzebuje Waszego świadectwa miłości i nadziei, Waszej lekcji mocy sakramentu małżeństwa. W tym, czego doświadczacie, niech umocnieniem będą słowa św. Jana Pawła II: „Niech nasza nadzieja będzie większa od wszystkiego, co się nadziei może sprzeciwić”. W dzisiejszym drugim czytaniu św. Jan wydaje okrzyk zachwytu nad wielkością miłości, którą obdarzył nas Bóg (por. 1 J 3, 1-2). W Jezusie staliśmy się wszyscy synami i córkami Boga. Może za rzadko i zbyt słabo uświadamiamy sobie naszą godność bycia dziećmi Boga.

Drodzy seniorzy, mający poczucie, że Wasza wiedza i doświadczenie mogłyby uratować najbliższych od popełnienia niejednego błędu. Chcemy w tym Roku Świętym przypomnieć, że jesteście skarbem Kościoła i świata. W sposób szczególny chcemy się zwrócić do dziadków i babć, którzy przekazujecie wiarę i mądrość życiową młodszym pokoleniom. Życzymy, abyście wsparci wdzięcznością dzieci oraz miłością wnuków, które znajdują w Was zakorzenienie, zrozumienie i otuchę, mogli oglądać piękne owoce swojego życia (Bulla Spes non confundit, 14).

Chcemy dziś razem z Wami, drodzy Bracia i Siostry, zawalczyć o teraźniejszość. Jeśli przeszłość jest historią, a przyszłość tajemnicą, to teraźniejszość jest darem. Jezus przychodzi więc do naszej teraźniejszości, do naszego dzisiaj, do tego świata, do naszych problemów i dylematów. Ale nie zapominamy, że On jest też Panem przyszłości. Dlatego lęk o to, co przed nami, chcemy zastąpić nadzieją i zaufaniem. Często brakuje nam takiej odwagi i nadziei. Jedną z konsekwencji tego jest dziś utrata pragnienia przekazywania życia, co ma wiele przyczyn: niepewność jutra, brak gwarancji zatrudnienia i odpowiedniej ochrony socjalnej oraz modele społeczne, w których program dyktuje pogoń za zyskiem, a nie pielęgnowanie relacji, które są fundamentem ludzkiego szczęścia. Misja dzielenia się życiem potrzebuje wsparcia od nas wszystkich, ponieważ pragnienie młodych ludzi rodzenia nowych synów i córek, jako owoc płodności ich małżeńskiej miłości, daje przyszłość każdemu społeczeństwu i jest kwestią nadziei: zależy od nadziei i rodzi nadzieję (Bulla Spes non confundit, 9).

  Konieczne jest zatem zwrócenie uwagi na wiele dobra obecnego w świecie, aby nie ulec pokusie przekonania o byciu pokonanym przez zło i przemoc. Prawdziwą szkołą nadziei jest modlitwa (Benedykt XVI, Spe salvi, 32). Ona poszerza nasze serca, przestrzega przed koncentrowaniem na sobie samym, gdyż jest procesem oczyszczenia wewnętrznego, który czyni nas otwartymi na Boga, a przez to otwartymi na ludzi. W takim duchu zachęcamy do regularnej praktyki modlitwy osobistej, małżeńskiej i rodzinnej. W życiu duchowym także potrzeba konkretnych decyzji. Podejmijmy to wyzwanie;  niech to będzie codzienna modlitwa w ciszy przez kilka czy kilkanaście minut. Niech rodzice zadbają o to, by codziennie uklęknąć ze swoimi dziećmi, pozwalając im modlić się własnymi słowami. Niech modlitwa od dziś stanie się pobożnym i godnym pochwały zwyczajem, z którego nie będziemy rezygnować.

  Niech ten Rok Jubileuszowy będzie czasem wybaczania sobie i innym, ale też proszenia o wybaczenie. Często najbardziej bezwzględni w ocenie jesteśmy wobec siebie i najbliższych. Niech Rok Święty przynagli nas do odkrycia Miłosierdzia Bożego, które nie ma granic. Boga, który niestrudzony czeka na każdego. Zachęcając do otwarcia się na nieskończone miłosierdzie, przypominamy, że odpust jubileuszowy jest przeznaczony w szczególny sposób dla tych, którzy odeszli przed nami, aby mogli otrzymać pełnię miłosierdzia (Bulla Spes non confundit, 22).

  Dzisiaj, w święto Świętej Rodziny, jeszcze mocniej chcemy przypomnieć, że jako Kościół tworzymy wspólnotę, w której nikt nie jest sam. U progu nowego roku kalendarzowego, chcemy Wam, Bracia i Siostry, życzyć zaufania i nadziei, jakie miała Święta Rodzina. Idąc za słowami psalmu: „Powierz Panu swoją drogę i zaufaj Mu: On sam będzie działał” (Ps 37, 5), warto zwrócić uwagę, że zarówno Maryja jak i św. Józef, wyjścia z trudnych sytuacji nie szukali na własną rękę. Zaufać Bogu, oznacza także zrobić Mu miejsce, by mógł działać.

  Podsumowując mijający czas, bądźmy dla siebie wyrozumiali i doceniajmy dobro, które było naszym udziałem. Witając rok 2025, pamiętajmy, że liczba ta jest odliczana od narodzin Jezusa Chrystusa, Pana ludzkich dziejów i historii świata. Dlatego nie lęk, ale zaufanie i nadzieja niech towarzyszą nam każdego dnia! Dobrej zabawy dla świętujących sylwestra, spokojnej nocy dla witających go w ciszy. Wielkich owoców Roku Jubileuszowego: łaski, nadziei, przebaczenia, a nade wszystko miłości.

 Podpisali pasterze Kościoła katolickiego w Polsce

obecni na 399. Zebraniu Plenarnym Konferencji Episkopatu Polski

na Jasnej Górze, 19 listopada 2024 roku

   

List należy odczytać w niedzielę, 29 grudnia 2024 roku

  

Za zgodność: Bp Marek Marczak

Sekretarz Generalny Konferencji Episkopatu Polski

Uroczystość Jezusa Chrystusa Króla Wszechświata

 Dzisiaj oddajemy cześć Jezusowi Chrystusowi, którego liturgia nazywa Królem Wszechświata. Przyglądamy się naszemu Zbawicielowi, który rządzi całym światem i panuje nad wszelkim stworzeniem. Jednak odczytany fragment Ewangelii zupełnie nie pomaga w tej refleksji. Bowiem, zamiast w chwale i na obłokach, spotykamy się z Jezusem pojmanym, związanym, okrutnie pobitym, niesłusznie oskarżonym, przesłuchiwanym przez Piłata. Jezus, umęczony król, słyszy z ust namiestnika pytanie: „Czy ty jesteś królem?” I z niewzruszoną pewnością odpowiada: „Królestwo moje nie jest z tego świata”. Na taką miłość i na taką pokorę stać tylko Boga – Króla nie z tego świata.

Chrystus stał się człowiekiem i przyszedł na ziemię właśnie po to, aby owo królestwo nie z tego świata na ziemi zaprowadzić. I do tego dzieła zaprasza każdego z nas. Uczniowie Jezusa, którzy chcą współpracować z Mistrzem, są nie z tego świata. „Choć nie różnią się od innych ludzi ani miejscem zamieszkania, ani językiem, ani strojem, to nie są ze świata.” (List do Diogneta) Bóg pragnie, aby nasza codzienność była nie z tego świata, aby nasze relacje rodzinne były nie z tego świata, aby małżeństwa, w jakich żyjemy były nie z tego świata.

Co pomoże nam w prowadzeniu życia nie z tego świata i w realizacji naszej misji?

Po pierwsze, trzeba przyjąć Jezusa jako Pana i Króla MOJEGO życia. Nie tyle całego wszechświata czy Kościoła, ale jako mojego Króla. Na jedno z pytań postawionych przez Piłata Jezus odpowie bezpośrednio: Tak, jestem królem!
I mówi to dzisiaj do każdego z nas: Jestem królem. Chcę być Twoim królem. Tylko otwórz dla mnie serce, uznaj mnie za swego Pana.

A my zamiast uznać, przyjąć Jezusa za swego Króla i Jemu zaufać ulegamy dwóm pokusom:

Bierzemy Jezusa na przesłuchanie i zadajemy Mu mnóstwo pytań. Jakby miał się przed nami wytłumaczyć ze swego postępowania. Pytamy: Dlaczego znowu dopuściłeś kłótnię w naszej rodzinie? A czemu rodzina sąsiadów ma lepszy samochód? A dlaczego znowu u nas kolejna choroba przed zaplanowanym urlopem, to już trzeci taki rok? Przesłuchujemy Jezusa, zamiast Mu zaufać
i wyznać: Jesteś moim Królem, bądź wola Twoja, tylko z Tobą mogę przezwyciężyć trudności.

Stawiamy siebie w miejscu Boga. Czyż nie groteskowe jest przesłuchanie poprowadzone przez Piłata? Przecież to człowiek przesłuchiwał Boga, stworzenie swego Stwórcę. Zawsze ilekroć w rodzinie czy małżeństwie stajemy w miejscu Boga, nie pozwalamy Mu w pełni działać, a On szanuje naszą wolność.

A Jezus, mój Król woła dzisiaj do mnie: nie przesłuchuj mnie, pozwól zająć mi pierwsze miejsce w Twoim życiu, w życiu Twojej rodziny. A zobaczysz jak wiele spraw się poukłada. Pozwól mi królować. Dopiero wtedy będziesz żył jak mój uczeń, ktoś nie z tego świata.

         Jeśli uznam Jezusa za mojego Króla, to kolejnym krokiem jest nieustanne wsłuchiwanie się w Jego głos, ponieważ Każdy, kto jest z prawdy, słucha mego głosu– mówi Jezus. Zauważmy, że czym innym jest usłyszeć czyjś głos, niż np. przeczytać maila lub list. Ogromne znaczenie ma intonacja, dobierane słowa, żywy przekaz. Stwarzają one atmosferę bliskości, życzliwości i przyjaźni.

Aby podjąć razem z Jezusem misję wprowadzania Królestwa nie z tego świata, potrzebujemy żyć w nieustannej bliskości z Jezusem, wsłuchiwać się w Jego głos. Dzieje się to oczywiście na modlitwie. Jest ona nieodzownym elementem życia małżeńskiego i rodzinnego. Pięknym jest kiedy rodzina razem klęka wieczorem do pacierza, kiedy rodzice razem ze swymi pociechami przeżywają pierwsze piątki miesiąca lub gdy razem uczestniczą w niedzielnej Eucharystii.

Papież Franciszek w Liście do małżonków z okazji roku „Rodzina Amoris Laetitia”w 2021 roku napisał: „Drodzy małżonkowie, wiedzcie, że wasze dzieci – a szczególnie te młodsze – uważnie was obserwują i szukają w was świadectwa silnej i niezawodnej miłości. (...) Jedynie powierzając się w ręce Pana, będziecie mogli żyć tym, co wydaje się niemożliwe.”

Dzieci potrzebują przykładu rodziców wsłuchujących się w głos Pana, przykładu modlitwy i życia sakramentami. Tak, jak dziewięcioletni Karol Wojtyła, gdy budził się w nocy widział swego ojca przy klęczniku, trwającego na modlitwie.

Rozważanie Słowa Bożego, adoracja Najświętszego Sakramentu, częsta Komunia Święta czy regularna spowiedź sprawią, że wyostrzy się nasz słuch na głos Pana, że prawdziwie Jemu pozwolimy działać w życiu naszych rodzin, a to co wydawało się niemożliwe, nie będzie już straszne. Prawdziwie nasze rodziny będą nie z tego świata, a ich przykład może pociągnąć inne do pójścia za Jezusem Królem oraz do życia nie na sposób tego świata.

Podejmijmy dzisiaj w naszych rodzinach trud wprowadzania królestwa nie z tego świata. Przyjmijmy Chrystusa, jako naszego Króla, wsłuchujmy się w Jego głos i bądźmy blisko niego na wytrwałej modlitwie. A to wszystko po to, aby Jego Królestwo stawało się bardziej obecne na tym świecie.

ks. Przemysław Misior (Warszawa-Praga)

XXXIII niedziela zwykła

 Co jakiś czas, w telewizji, w Internecie, w różnych artykułach medialnych, możemy znaleźć coraz to nowe proroctwa, znaki i przepowiednie dotyczące tego, kiedy i jak będzie wyglądał koniec świata, który znamy. Ci, co żyją dłużej pewnie przeżyli tych „końców” już niemało i żaden z nich do tej pory nie okazał się tym ostatecznym. Ta fascynacja końcem nie jest też czymś zupełnie nowym, przypisanym naszemu pokoleniu. Temat ten interesował również słuchaczy Jezusa i ludzi żyjących długo przed Nim, dlatego też dzisiaj w Liturgii Słowa wybrzmiewa echo tych rozważań. Kościół daje nam to Słowo, abyśmy na końcu roku liturgicznego, tuż przed Uroczystością Chrystusa Króla Wszechświata i na dwa tygodnie przed rozpoczęciem Adwentu – okresu oczekiwania na przyjście Pana – również zastanowili się nad końcem. 

Trzynasty rozdział Ewangelii wg św. Marka, której fragment usłyszeliśmy w dzisiejszej Liturgii Słowa, jest owocem pytań stawianych Jezusowi o to, co ostateczne i nieuchronne. Kiedy Jezus wraz z uczniami opuszczał Świątynię Jerozolimską, kierując się w stronę Góry Oliwnej, w odpowiedzi na zachwyt jednego z uczniów: „Nauczycielu, patrz, co za kamienie i jakie budowle!, odrzekł: Widzisz te potężne budowle? Nie zostanie tu kamień na kamieniu, który by nie był zwalony” (por. Mk 13, 1-2). Jezus zapowiada nieszczęście, dlatego uczniowie, zapewne kierowani strachem, zaczynają coraz bardziej dociekać: „Powiedz nam, kiedy to nastąpi? I jaki będzie znak, gdy to wszystko zacznie się spełniać?” (Mk 13, 4). Jezus wykorzystuje tę chwilę nie tylko, aby opowiedzieć o zburzeniu Świątyni, ale też o tym, co stanie się na końcu świata, kiedy dotychczas znany porządek natury upadnie, „słońce się zaćmi i księżyc nie da swego blasku. Gwiazdy będą spadać z nieba i moce na niebie zostaną wstrząśnięte”(Mk 13, 24-25). Słowo Jezusa jest Prawdą, Apokalipsa się wypełni. Czy mamy rozpatrywać to jako tragedię, pogrążyć się w nieszczęściu, strachu? Skoro Ewangelia to Dobra Nowina, to również w tym fragmencie zapowiadającym katastrofę jest światło: „Wówczas ujrzą Syna Człowieczego, przychodzącego w obłokach z wielką mocą i chwałą. Wtedy pośle On aniołów i „zgromadzi swoich wybranych z czterech stron świata, od krańca ziemi po kraniec nieba” (Mk 13, 26). Ucisk, prześladowania, zło i grzech, który wszedł na ten świat przez decyzję człowieka też będą miały swój kres. Ciemność ma ustąpić miejsca światłości, bo przyjdzie Bóg, Syn Człowieczy, oczekiwany Zbawiciel. Jezus, jak słyszeliśmy
w Ewangelii, mało miejsca poświęca temu, jak to się stanie. Przede wszystkim, przez przypowieść o drzewie figowym, chce jeszcze raz zapytać nas o gotowość na spotkanie z Nim. Gdyby ten koniec świata nastąpił dzisiaj, czy jestem gotowy, aby spojrzeć na Niego i powiedzieć: zależało mi na Tobie, traktowałem Twoje Słowo poważnie, wcielałem je w życie? Jak korzystałem z tego wielkiego daru, jakim było moje życie? Czy dbałem o to, aby być świętym już tu, na ziemi?
Czy żyłem sakramentami? Czy umacniałem się Chlebem Eucharystycznym, aby, jak to tylko możliwe tu na ziemi, być najbliżej Ciebie? Abyś miał we mnie swoje miejsce? Czy może zupełnie nie zajmowałem sobie tym głowy, zatroskany o to, aby efektownie przeżyć ten swój czas na ziemi?

Istnieje zagrożenie, że wobec tego Słowa Jezusa, dotyczącego obrazu „Syna Człowieczego, przychodzącego w obłokach i z wielką mocą i chwałą” przejdziemy obojętnie. Wizja apokaliptyczna może być dla nas obca, możemy traktować ją w kategoriach fantastyki, która raczej nie będzie dotyczyła naszego życia. Tego nie wiemy, ale pewne jest jedno – każdy z nas pewien koniec przeżyje. Koniec swojego świata w momencie śmierci. Każdy, bez wyjątku. Kiedy słyszę to słowo śmierć jakie emocje, jaką postawę we mnie wzbudza? Strach, przerażenie, obojętność, rezygnację, czy tym większą mobilizację, żeby mojego życia nie zmarnować, zatrzymując się tylko na przyjemnościach, które ten świat mi oferuje? Czy ciemna, bo nieznana rzeczywistość śmierci jest dla mnie jako osoby wierzącej oświetlona przez Zmartwychwstałego? Czy śmierć w moim myśleniu łączy się z nadzieją życia wiecznego? Papież Benedykt XVI, na kilka miesięcy przed swoją śmiercią, napisał w liście z dnia 6 lutego 2022 r. takie słowa: „W obliczu godziny sądu, łaska bycia chrześcijaninem staje się dla mnie tak oczywista. Bycie chrześcijaninem daje mi poznanie, a nawet więcej, przyjaźń
z Sędzią mojego życia i pozwala mi przejść z ufnością przez mroczną bramę śmierci. W tym kontekście ciągle przypomina mi się to, co Jan mówi na początku Apokalipsy: widzi Syna Człowieczego w całej Jego wielkości i pada u Jego stóp jak martwy. Lecz On kładzie na nim swoją prawą rękę i mówi: „Przestań się lękać! To ja…” (por. Ap 1, 12-17). Czy we mnie jest ta ufność, że koniec mojego świata tutaj, na ziemi, nie jest końcem mojego życia? Mam przecież przed sobą perspektywę wieczności! W momencie mojej śmierci na spotkanie ze mną wyjdzie sam Bóg!

Wielu rodziców w obliczu odejścia członka rodziny, krewnego czy znajomego, staje przed dylematem, jak powiedzieć dzieciom o tym wydarzeniu, które spotkało rodzinę? Poruszyć ten temat czy skutecznie ominąć, uciekając nawet do próby wymyślenia jakiejś historii, która jednocześnie uwzględniałaby fakt odejścia tej osoby, zastępując temat śmierci jako temat trudny, bolesny
i niepożądany. W przestrzeni publicznej, co jakiś czas pojawia się dyskusja na temat tego, czy zabierać dzieci na pogrzeb, nawet najbliższego członka ich rodziny czy uchronić przed ewentualną traumą. A co, jeśli dziecko wobec takiego problemu zacznie dopytywać o śmierć rodzica, a nawet swoją? Jak o tym powiedzieć, żeby dziecko nie wpadło w przerażenie, rozpacz? Często może być tak, że niechęć poruszania tego tematu wobec dzieci wypływa z faktu, że my sami, dorośli, mamy z tym problem. Zetknięcie się ze śmiercią jest w tym momencie nie tylko problemem wychowawczym, ale przede wszystkim sprawdzianem naszej wiary. Na ile moja wiara wpływa na rzeczywistość, w której się znajduję? Fakt śmierci jest nieunikniony dla każdego człowieka, wszyscy się z nim zmierzymy. Czy jednak postrzegam śmierć jako absolutny koniec czy rzeczywiste spotkanie twarzą w twarz z Chrystusem, moim Panem i Zbawicielem, Bogiem, który przyjmuje mnie jak Ojciec i chce, abym żył z Nim na wieki? Dzieci są świetnymi obserwatorami. Doskonale odczuwają atmosferę, która panuje w ich domu, widzą emocje, które przeżywają dorośli. Widzą, że w ich domu coś się zmienia. Czy wobec tego, nie lepiej samemu zainicjować temat, nie omijając prawdy dotyczącej życia każdego z nas, odwołując się do tego, w co wierzę? Dzieci i tak prędzej czy później zetkną się z problemem śmierci w szkole, na podwórku, w internecie czy oglądając telewizję. Szczera rozmowa, dostosowana do wieku dziecka i jego emocjonalności, z zapewnieniem o tym, że śmierć nie jest dla nas, wierzących, końcem, ale może być początkiem nowej drogi z Panem Bogiem, może być nie tylko ukazaniem dziecku, w atmosferze rodzinnej, różnych etapów życia każdego człowieka, ale również dla rodzica momentem przełomowym, otwierającym na perspektywę życia wiecznego i ułatwieniem przeżycia żałoby. Rodzic nie musi udawać, kombinować, wymyślać historii, która ochroni dziecko przed tym, co trudne, ale pozwoli sobie i jemu na ten czas rozstania z osobą, którą kocha. Tym bardziej może być to łatwiejsze do rozpoczęcia rozmów o prawdach życia i wiary, ale również okazją do zaproszenia dziecka do modlitwy za zmarłych, którzy odchodzą na spotkanie z Panem.

Dzisiejszy Psalm 16, którego fragment słyszeliśmy między czytaniami, może być dla nas zachętą, abyśmy zmierzyli się z tematem końca naszego świata: „Dlatego cieszy się moje serce i dusza raduje, a ciało moje będzie spoczywać bezpiecznie, bo w kraju zmarłych duszy mej nie zostawisz i nie dopuścisz, bym pozostał w grobie”(Ps 16, 9-10). Czy jest we mnie nadzieja życia wiecznego, radość spotkania Boga twarzą w twarz? Czy jestem gotowy na to spotkanie
z Nim? A co gdyby nastąpiło dzisiaj?

ks. Mateusz Proczek (Warszawa-Praga)

 

XXIII niedziela zwykła 08.09.2024

 Odwaga i nadzieja. Jak bardzo potrzebujemy w naszym życiu tych dwóch postaw. Teoretycznie wiemy, że Bóg nas kocha i potrafimy to zdanie powtarzać w różnych momentach. Czasami nawet przekonujemy do tego innych, próbując ich pocieszyć i umacniać. A zarazem sami doświadczamy tego, że przychodzą takie sytuacje i wydarzenia w naszej codzienności, kiedy to, co wiemy wcale nie jest takie oczywiste. Wtedy okazuje się, że wiara i zaufanie Panu to nie jest jednorazowa deklaracja, którą można wypełnić i złożyć, ale to ciągłe wyzwanie, które zakłada mówienie Bogu „tak”, również wtedy, gdy jest to trudne.

Pierwsze słowa, które właśnie dziś słyszymy w Księdze Izajasza dotyczą tego, aby być odważnym i nie bać się. Źródłem tej pewności i naszego poczucia bezpieczeństwa jest obecność Boga. On jest. On przychodzi. On naprawdę jest obecny. Jak wiele zmienia się wtedy w naszym życiu! Prorok zapowiada, że na pustyni wytrysną zdroje wód, a spieczona ziemia zamieni się w staw. To bardzo konkretne zmiany, świadczące o tym, że Pan posiada wyjątkową moc. To, co nam wydaje się niemożliwe, dla Niego takie nie jest. Ta moc Pana objawia się nie tylko w świecie przyrody, ale o wiele bardziej w życiu człowieka, który jest najdoskonalszym dziełem Stwórcy. Potwierdza to Ewangelia i uzdrowienie, którego dokonuje Chrystus. Pan spotyka człowieka głuchoniemego. Kogoś, kto nie mówi i nie słyszy. Podwójne cierpienie.

Święty Marek wspomina o tym, że ten głuchoniemy został przyprowadzony do Jezusa. Nie przyszedł sam, tylko pomogli mu inni ludzie. Przyjaciele, bliscy, a może znajomi. Bez względu na to jak głębokie były
te relacje, ci ludzie wyświadczyli choremu wielka przysługę.

Warto pomyśleć: czy mam wokół siebie ludzi, na których mogę liczyć? Jestem w jakiejś wspólnocie? Tworzę dojrzałe i trwałe relacje, które potem owocują tym, że mam do kogo zwrócić się z prośbą o pomoc? Czy są przy mnie ludzie, którzy interesują się moim życiem i gdy jest taka potrzeba prowadzą mnie do Jezusa? Czy jestem wdzięczny za takich towarzyszy, czy raczej uciekam od nich i staram się wyrzucić z mojego życia?

Kiedy Jezus spotyka tego człowieka i słyszy prośbę o uzdrowienie, bierze go na bok. Osobno od tłumu. Pewne wydarzenia mogą się dokonać tylko w takiej przestrzeni: Chrystus i człowiek. Z dala od tłumu, hałasu i zgiełku. Potrzebna jest taka kategoria samotności, w której jestem sam na sam z Tym, który wie o mnie wszystko i który może wszystko. To właśnie wtedy możliwe jest uzdrowienie, czyli spełnienie moich pragnień.

Jezus o tym bardzo dobrze wie, dlatego przy różnych okazjach zaprasza mnie na osobiste spotkanie. W ciszy kościoła i przy delikatnie świecącej czerwonej lampce mogą wydarzyć się rzeczy niezwykłe.

Tak, jak te opisane w Biblii albo nawet jeszcze bardziej spektakularne. Bo kiedy Pan przywraca wzrok lub słuch i w ten sposób uzdrawia ciało, to jednocześnie pragnie o wiele więcej i chce dostać się do serca każdego z nas.

Effatha! Otwórz się!

Ks. Paweł Cieślik (Warszawa-Praga)

 

XXII niedziela zwykła 01.09.2024

 Przy różnych okazjach przypominamy sobie o różnych powodach do dumy. Mamy być dumni ze swojej Ojczyzny, rodzice powinni być ze swoich dzieci, małżonkowie ze swojego małżeństwa. Grecy szczycili się swymi filozofami. Rzymianie byli dumni z prawa, które porządkowało ład starożytnego cesarstwa. Natomiast Żydzi zachowali wiarę w jednego Boga, któremu warto służyć, idąc przez życie drogą Dekalogu, drogą dziesięciu Bożych drogowskazów. Dla nas, katolików, wydaje się być sprawą bardzo ważną bycie dumnym z przynależności do Kościoła Powszechnego, z przynależności do swojej parafii. Zachowywanie przykazań jest niezastąpioną w poczuciu dumy bycia w Kościele.

W dzisiejszym fragmencie Ewangelii Pan Jezus zarzuca swoim rodakom: „Ten lud czci mnie wargami, lecz sercem swym daleko jest ode mnie” (Mk 7). Mówi więc Jezus o pewnego rodzaju obłudzie, która sprawia, że człowiek stwarza pozory bycia kimś pobożnym, szlachetnym. Obłuda polega na pokazywaniu siebie światu takim, jakim w rzeczywistości się nie jest. Dlatego też wydaje się, że długo nie stracą na aktualności słowa satyrycznego utworu pt. Dewotka, napisanego przez biskupa Ignacego Krasickiego:

Dewotce służebnica w czymś przewiniła

Właśnie natenczas, kiedy pacierze kończyła;

Obróciwszy się przeto z gniewem do dziewczyny,

Mówiąc właśnie te słowa: „...i odpuść nam winy,

Jako my odpuszczamy” – biła bez litości.

Uchowaj, Panie Boże, takiej pobożności!

Oto najczęściej spotykane grzechy obłudy:

– rozmijanie się z deklarowanymi przekonaniami dotyczącymi swojego postępowania,

– udawanie zaangażowania w modlitwę i liturgię,

– pozorowanie aktywności w działalności grup religijnych,

– oburzanie się i gorszenie zjawiskami w Kościele, które na co dzień goszczą
w domu obłudnika,

– pouczanie innych w sprawach, w których samemu postępuje się odwrotnie,

– manifestowanie własnego osłabienia religijnego pod wpływem bulwersujących wydarzeń w Kościele, a w konsekwencji wykorzystywanie ich jako pretekstu
do luzu moralnego.

Z przynależności do Kościoła wynika nasza postawa jako ludzi wierzących. Za deklaracją wiary muszą iść czyny. Na przykład po zawarciu małżeństwa małżonkowie mają być wierni zobowiązaniom, które na siebie wzięli
w momencie ślubu. Powstał swoisty katalog cech męża, których oczekują żony (według amerykańskiego psychologa):

1. Zadowolony ze wszystkiego, co mu żona daje.

2. Wszystko spostrzegający.

3. Od czasu do czasu przynosi kwiaty.

4. Pamięta o rocznicach.

5. Słowami i czynem okazuje, że żona jest jedyna.

6. Używa słowa i pojęcia „my”.

7. Spędza z żoną przynajmniej niedziele i święta.

8. Rozumie naturalną regulację poczęć.

9. Nie twierdzi, że dzieci to wina jego żony.

10. Nosi ją na rękach (niekoniecznie dosłownie).

Akceptowanie owego katalogu, ale i trudność w zachowaniu tych wskazań nie jest obłudą. Jednak ciche nieprzestrzeganie tych podpowiedzi z jednoczesnym zachwalaniem ich ma już posmak obłudy.

Dużo obłudy widać także w przygotowaniu do małżeństwa. Młodzi ludzie chcą, aby ich ślub, a potem małżeństwo było jak najlepsze. Ale przy organizacji wesela popełniają wiele bardzo poważnych błędów. W momencie ślubu narzeczeni zapraszają samego Jezusa, aby im towarzyszył przez cały czas życia małżeńskiego i rodzinnego. zapraszają Go również na swoje wesele, które jest wyrazem radości, która wynika z tego, że są razem aż do śmierci, że się kochają. Czas wesela jest również okazją do podzielenia się radością z rodziną
i przyjaciółmi własnym szczęściem. Jednak sami narzeczeni pod wpływem licznych przemian i złych tradycji wprowadzają na wesela zabawy, które dalece odbiegają od tego, co prawdziwie chrześcijańskie i wartościowe. Wiele proponowanych zabaw wywołuje wstyd, zażenowanie, niezręczność, niesmak,
a czasem i obrzydzenie, szczególnie wtedy, gdy ich treści dotyczą podtekstów erotycznych. Praktyka takich zabaw staje się nieprzyjemna, gdy po kilku latach takie nagrania oglądają dzieci. Wtedy takie zabawy mogą być zgorszeniem dla dzieci uczestniczących na weselu oraz następnych pokoleń. Mężczyzna
w średnim wieku pisze: jestem dosłownie przerażony, że ktoś coś takiego może proponować na weselu. Publicznie (…) dotykanie miejsc intymnych? Na oczach najbliższych: rodziców, dziadków i małych dzieci? Przedziwne trzeba mieć wartości, nie być zażenowanym widokiem czegoś takiego, a jeszcze bardziej być „niezwykłym”, by się tym bawić i żeby brać w tym udział. A kobieta, lat 25 tak pisze: Nie jestem w stanie pojąć, jak można pozwolić na udział w tak niesmacznej zabawie, gdzie poniża się to, co tak naprawdę powinno być najpiękniejsze dla młodych małżonków.

Do innych spraw przy organizacji wesela można zaliczyć uleganie przesądom, choćby takim jak: organizowanie uroczystości weselnych
w miesiącach, które mają w nazwie literę „r”, np. czerwiec, wrzesień. Zabobony zagrażają wierze, bo brakuje ufności w Pana Boga. Pokładanie szczęścia małżeńskiego w przesądach stanowi szczególną trudność natury duchowej,
a czasem i zniewolenia, które nie pozwala zaufać prawdziwie i szczerze Bogu.

Chrześcijanin powinien przede wszystkim zaufać Panu Bogu we wszystkich sprawach. Pan Bóg zatroszczył się o nas, dając nam przykazania, które mają być dla nas drogowskazem na drodze naszego życia.

Obyśmy nigdy nie zasłużyli na opinię, że nasze postępowanie jest faryzejskie. Obyśmy nigdy nie mieli zarzutu bycia obłudnym i dwulicowym. Aby tak się stało, trzeba pamiętać o tej przestrodze Jezusa: „Wszystko zło z wnętrza pochodzi i czyni człowieka nieczystym” (Mk 7).

Ks. Sławomir Adamczyk (Radom)

  

XXI niedziela zwykła 25.08.2024

 Nieraz pewnie zdarzyło nam się myśleć, a może i mówić jak uczniowie

z dzisiejszej Ewangelii: „Trudna jest ta mowa. Któż jej może słuchać?” Przykazania, obowiązki związane z wiarą, a może jakiś fragment Pisma Św.,czy nauczanie Kościoła, które niełatwo było zrozumieć czy przyjąć. Nawet w ostatnim czasie usłyszałem zwierzenie jednej osoby, że gdy modli się na różańcu, to trudno jest jej przyjąć tajemnicę Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny z duszą i ciałem.  Także dzisiejsze Słowo Boże może rodzić w nas wiele pytań i wątpliwości: Co to znaczy, że Ciało Pana Jezusa jest prawdziwym pokarmem, a Jego Krew prawdziwym napojem? Dlaczego żony mają być poddane mężom? Co to znaczy miłować żonę, jak Chrystus Kościół, za który wydał samego siebie?

Bóg nie pozostawia nas bez odpowiedzi. Najpierw pyta nas słowami proroka Jozuego: komu chcecie służyć? Oczywiście nasza obecność w kościele sugeruje, że Bogu, ale czy na pewno? Tyle razy okazuje się, że wybieramy sobie innych bożków, które podsuwa nam świat, a którym tak sumiennie służymy: dobrom materialnym, którym poświęcamy całe swoje zaangażowanie, przyjemnościom, których szukamy w każdym wolnym czasie, wygodzie, social mediom, rozrywce, egoizmowi, a czasem innej osobie. Wszystko może stać się dla nas centrum, wokół którego inne rzeczy, jak planety wokół słońca, będą się kręciły.

Mówimy, że Bóg jest dla nas najważniejszy. Może warto chwilę się zastanowić: czy tyle samo wysiłku wkładam w relację z Bogiem, jak w relacje
z ludźmi? Czy z taką samą częstotliwością zwracam swoją myśl do Boga, jak odblokowuję telefon, by zobaczyć nowe powiadomienia obserwowanych osób? Czy z takim samym zaangażowaniem organizuję czas na modlitwę i Eucharystię, z jakim szukam go dla moich pasji i przyjemności?

Tak naprawdę od tego pytania, kto jest twoim Bogiem i kto jest w centrum Twojego życia, będzie zależało wszystko. I dopiero wtedy można szukać odpowiedzi na inne pytania. To od doświadczenia Boga, który jest ponad wszystkim, a jednocześnie tak blisko nas i kieruje naszym życiem, od przekonania, że Bóg jest dobry, jak śpiewaliśmy w psalmie i najlepiej wie, co dla człowieka jest dobre, można dopiero przejść do odpowiedzi na pytanie: co to znaczy być sobie wzajemnie poddani w bojaźni Chrystusowej?

Jan Paweł II podczas audiencji środowej 11 sierpnia 1982 r. rozważał fragment z Listu do Efezjan, który słuchaliśmy jako drugie czytanie. Bojaźń Chrystusowa, od której zaczyna autor listu, to nie lęk czy strach, który jest postawą obronną wynikającą z zagrożenia jakimś złem ale przede wszystkim poszanowanie dla świętości, dla sacrum, zrodzone z głębokiej świadomości tego, co uczynił Chrystus dla człowieka, ma stanowić podstawę wzajemnego odniesienia małżonków nauczał Święty Papież

Dopiero w bliskiej relacji z Bogiem mąż i żona może odnaleźć sens swojego powołania w małże